Bardzo smutny artykuł włoskiego publicysty Paolo Gulisano.
To, co robią władze kościelne w Italii budzi głęboki niepokój wiernych. Jako, że Kościół jest instytucją uniwersalną, te wynalazki dotkną prędzej czy później także nas, w Polsce.
------------------------------------------------------
Natarczywa propaganda medialna Covid, propaganda strachu mająca na celu coraz większe ograniczanie wolności, pod pretekstem ochrony zdrowia publicznego przed groźbą nieubłaganie postępującego wroga, zdaje się znajdować interlokutora, który z zapałem i pełną zgodą przyjmuje rządową narrację. . To jest, i przykro to mówić, Episkopat i Kościół we Włoszech, który jest w coraz większym stopniu Kościołem "patriotycznym", Kościołem Państwowym, a raczej Kościołem, którego stanowiska i sądy pokrywają się doskonale z stanowiskiem rządu.
Krąży coraz więcej pogłosek, że Konferencja Episkopatu Włoch nie miałaby nic przeciwko zamknięciu kościołów, zawieszenia mszy i sprawowania sakramentów na wniosek rządu. Wręcz przeciwnie: czytając wypowiedzi podsekretarza ISE, biskupa Stefano Russo w ostatnich dniach, sam Kościół byłby gotowy poświęcić swoją działalność liturgiczną i duszpasterską w imię zdrowia publicznego. Kościół okazuje się być bardziej papieski od papieża.
Powodem byłoby, jak to miało miejsce przy pierwszym lockdownie, od początku Wielkiego Postu do maja, aby obrządki liturgiczne nie stały się okazją do zarażenia. Ale czy należy wierzyć, że to ryzyko jest realne? Gdyby tak było, oznaczałoby to, że protokoły uzgodnione między ISE a rządem, które obowiązują od maja, są niewystarczające. Jednak w rzeczywistości w maju liczba przypadków, hospitalizacji i zgonów była znacznie wyższa niż obecna.
Dlaczego teraz te Msze, z ograniczoną liczbą wiernych, z dystansem społecznym, z maskami, z odkażaniem, często bez większej liczby ławek, często z zakazem klękania, z zakazem przyjmowania Komunii, zgodnie z normami kanonicznymi samego Kościoła, to znaczy do ust, nie są bezpieczniejsze, że aż należy wprowadzić liturgiczny lockdown? Czy są jakieś elementy higieniczno-sanitarne, które mogą wymagać tego środka? Dla nas, wtajemniczonych, tak nie jest. Żadna epidemia nie zaczęła się od Mszy św. czy chrztu. Jeśli biskupi mają inne dane epidemiologiczne, byłoby właściwe, aby je ujawnili.
Byłoby interesujące wiedzieć, w jaki sposób przeniesienie wirusa byłoby możliwe w warunkach ograniczeń kontaktów, takich jak te podczas obecnych uroczystości, które nie mają sobie równych w żadnej innej działalności publicznej: ani w supermarketach, barach, restauracjach, sklepach ani na ulicach nie ma takich drastycznych ograniczeń, jak te, które istnieją w kościołach. Dlatego nie ma powodów sanitarnych i powodów, aby powrócić do zawieszenia Mszy św., do zakończenia tego, co kiedyś było bardzo bliskie wszystkim wiernym, a teraz wydaje się nieskończenie odległe samym duszpasterzom.
Wielu wiernych obawia się również, że zawieszenie to może być bezterminowe, być może nawet do momentu wprowadzenia na rynek leku tak pożądanego przez kręgi kościelne, nawet na szczytach hierarchii. Nieokreślony okres nieobecności. Niekończąca się kwarantanna, która pozbawiłaby nas, po Wielkanocy, nawet Świąt Bożego Narodzenia.
Gdyby ISE naprawdę zamierzała zaakceptować tego typu ograniczenia, a nawet chciała spontanicznie je wprowadzić, przyjęłaby bardzo poważną odpowiedzialność przed ludem Bożym. Rzeczywista obecność Naszego Pana, objawia się bowiem przez sakramenty, poczynając od Eucharystii.
Niektórzy biskupi podczas zamknięcia zeszłej wiosny naśmiewali się z „głodu eucharystycznego” wiernych, postrzeganych jako „zeloci”, prawie jak fanatycy niewrażliwi na trwający dramat zdrowia. Trudno byłoby dziś podtrzymywać tę tezę, zwłaszcza w obliczu bardzo zmienionego obrazu epidemiologicznego wirusa, który można leczyć i wyleczyć.
Jeśli Kościół uważa, że te wybory, które wiązałyby się z powrotem do zdalnego celebrowania Mszy świętej, mają jedynie zaletę polegającą na tym, że gospodyni domowa może nadal przygotowywać sos do obiadu, rzucając od czasu do czasu wzrokiem na ekran to bardzo się myli.
Zawieszenie publicznego kultu miałoby jedyny skutek w postaci definitywnego oddalenia Kościoła od ludzi, uczynienia go definitywnie bezużytecznym, spowodowałoby jego zniknięcie i definitywne pozostawienie wolnego pola nowej, parodystycznej religii humanitaryzmu, de facto politeizmowi, w którego panteonie decydującą rolę odgrywałaby Bogini Zdrowia.
tł. J.Ruszkiewicz |